W końcu Bełżec. Jako, że nie wszyscy używają FB, to wrzucę i tu (fotki jednak tylko na FB):
A takie były piękne plany, Przełęcz Knurowska, fajne winkle. A tu pogoda straszyła, że na południu będzie kiepsko. Tak więc profilaktycznie z samego rańca zaprojektowałem trasę na Uroczysko Baran. Już jedno podejście do tej miejscówki miałem, kiedy wracaliśmy z chłopakami z Podlasia, ale wtedy Adam był chory, a na miejscówce były jakieś obchody, ludzi w pieron, więc odpuściliśmy. Mały "Katyń Podlaski".
Na spotkanie (8 na Orlenie przy Lubelskiej) jadę więc przygotowany, jak nie południe, to północ. Szybkie sprawdzenie ciśnienia w kołach, Piter właśnie zajeżdża, zaraz obgadamy sytuację.
Ale tu odzywa się telefon. Paweł dzwoni. No miał dziś nie jeździć, ale jednak dzwoni z pytaniem, czy popołudniu gdzieś będę latać. No oczywiście, że tak, pewnie będę w drodze do domu z wygibu

Wrzucam mu temat, że my z Piotrkiem już gotowi do wyjazdu, że planujemy taką troszkę dalszą wycieczkę, jeśli chce, to niech spina poślady, poczekamy i polecimy razem. Paweł decyduje się jechać, więc chwilę poczekamy.
W między czasie rzucam Piotrkowi temat północny, ale wpadam na jeszcze jeden pomysł. A może by uderzyć na Bełżec. Zamojszczyzna, wg prognoz też nie powinniśmy tam trafić na opady, czyli dobry kierunek. A ja tam wybieram się już 4 rok. Jeszcze latając na CBF miałem zaplanowaną tam trasę. W tamtym roku było już ciut ciut, kiedy pojechaliśmy do Narola pod namioty, ale problemy techniczne sprawiły, że jednak nie odwiedziłem tego miejsca. Więc może teraz ... Piotrkowi temat spasował, Paweł dojechał, coś tam marudził na wybrany kierunek (zaplanowałem na szybko trasę przez Sieniawę, aby troszkę pojeździć), że tam właśnie pada, będzie kiepsko itp. Przegadaliśmy go i lecimy. Dokładnie tak, jak zaproponowałem.
Droga mija nam fajnie, przystanki robimy sobie co 50km, mamy czas. Chwilami jest mokro po porannych opadach, ale ogólnie to ciśniemy. Ruchu za wielkiego nie ma. Oblatujemy obwodnicami Stalówkę i Leżajsk, w Sieniawie odbijamy na Lublin, ale chwilkę później już zjeżdżamy w prawo na bardziej lokalne drogi. Jak na tę chwilę koniec z krajówkami. To dla mnie nowa trasa, tymi drogami jeszcze się nie włóczyłem, fajnie coś nowego zaliczyć. Krajobrazy piękne, tyle, że pewnie jeszcze inaczej by było w pełnym słońcu, a tu cały czas niebo całe zachmurzone. Chwilami tylko się coś przeciera. Z ciekawostek - dawno już nie widziałem upraw tytoniu, tak popularnych kiedyś, a tu dosyć sporo tego nawet było. Mijamy jakieś wsie, przysiółki, osiedla po PGR`ach, żadnej większej miejscowości. Za Narolem, tuż przed docelowym Bełżcem trafiamy na roboty drogowe, część świateł udaje się nam trafić, ale jednak w końcu i tak przymusowy przystanek "na czerwonym".
W Bełżcu odwiedzamy Muzeum - "Miejsce pamięci" po obozie zagłady, który się tutaj znajdował. Jego budowę rozpoczęto pod koniec 1941 r. a pierwsze transporty trafiły tu w marcu 1942 r. Były to transporty z gett w Lublinie i Lwowie. Obóz był stworzony tylko i wyłącznie w celu eksterminacji więźniów (głównie Żydów). Na jego wzór założono później obozy w Sobiborze i Treblince. To były prawdziwe fabryki śmierci. W pierwszym miesiącu działalności uśmiercono ponad 70 000 mieszkańców wysiedlanych terenów. Aby usprawnić cały "proces" w czerwcu 1942 r. wybudowano komory gazowe. Pod koniec roku, ze względu na brak miejsc na masowe groby, Niemcy przystąpili do likwidacji obozu oraz zaczęli zacierać ślady ludobójstwa. Baraki rozebrano, teren wyrównano i zasadzono na nim drzewa. Więźniów, którzy brali udział w tych pracach wywieziono do Sobiboru, gdzie zostali zamordowani. Na szczęście były przypadki ucieczek więźniów, dzięki którym prawda ujrzała światło dzienne. Przyznam, że odwiedzenie tego miejsca zrobiło na mnie spore wrażenie, mimo, iż już w kilku takich miejscach byłem.
Ale nic, czas powoli zawracać do domu. Fajnie, że się rozpogodziło (a nawet słońce zaczyna lekko przypiekać). Chłopaki marudzą, że coś by zjedli, a i mój tasiemiec zaczyna dawać mi znaki. No to co, być na Zamojszczyźnie i Gargamela nie odwiedzić? Nie może być!! Z Gargamelem konkurować może tylko "wojskowe" żarcie w namiocie w Zwierzyńcu!! Lecimy do Gargamela, a jak!! Niestety znowu musimy się przedzierać przez te roboty drogowe, znowu załapujemy się "na czerwone", ale do miejscówki na szczęście nie jest daleko. U Gargamela standardzik, po konkretnej zapiekance, Paweł, jako głodomór dobija jeszcze frytkami i szarlotką, chwilę posiadówki i lecim dalej w kierunku domu. Niestety zaczyna się mżawka, później lekki deszczyk. Ogólnie, to nie przeszkadza, tyle, że drogi zrobiły się mokre i śliskie, więc już nie ciśniemy na maksa, no i bujanie się na winklach odpada. Tak dolatujemy do Ulanowa, gdzie robimy jeden (ostatni) z naszych postojów. Tu akuratnie nie pada, więc pogoda nam sprzyja (przynajmniej tak myślimy). Po przerwie ruszamy dalej, miałem jechać na Radomyśl, ale stwierdziłem, że polecimy na Stalówkę i wrócimy 77 do domu, cholera wie, co nas jeszcze spotka. I to był dobry plan. Wpadając na obwodnicę Stalówki rozpadało się. No te cholerne "galony". Mają u nas minusa na długi czas. Deszcz nam towarzyszy aż do Zaleszan. Jesteśmy przemoczeni, zziębnięci i nieco źli, ale cóż, takie uroki motocyklizmu. W Sandomierzu (od Zaleszan już nie pada) jeszcze postój na phaję, chwilka pogawędki i rozjeżdżamy się. Piter do siebie, a ja z Pawłem do garażu. Nie będę dziś myć motocykla, zanim wrócę z myjki znowu go zapaćkam, ale łańcuch po tej jeździe ogarnę.
I tak nam minął ostatni z fajnych dni do latania na moto w Lipcu, trasa na jakieś 340 km zaliczona. Od niedzieli ma być załamanie pogody i cały przyszły tydzień spisany na straty. Ale jestem zadowolony, że w końcu zrealizowałem jeden ze swoich celów.
LwG!