Pierwszy etap rozpoczęty w Piątek, od Zlotu Forum-Romet125 (przy starcie na liczniku było 13,6kkm) Wieluń>Walim (Bielawa)
(Wszyscy Raczej wiedzą, na czym polegają zloty, więc dodam tylko punkty sobotniej objazdówki)
W sobotę o godzinie 11 ruszyliśmy z ośrodka ,,Biała Sowa-Walim,, w kierunku:
Zapora w Zagórzu Śląskim-
Nie masz uprawnien by zobaczyc link!
Następnie ruszyliśmy dalej do sztolni, gdzie mieliśmy już umówioną wizytę
Sztolnie Walimskie "RIESE"-
Nie masz uprawnien by zobaczyc link!
Po całym zwiedzaniu kompleksu z przewodnikiem, obraliśmy kierunek Biedronka, aby uzupełnić zapasy, i ruszyliśmy na bazę, aby kontynuować zabawę.
Przyszła Niedziela, godzina 4rta, obudził mnie ryk odjeżdżającej 125tki. Ogarnęliśmy się i ze zlotu ruszyliśmy coś w okolicach 6 rano, w domu byłem po 11(Walim>Wieluń) (Ten etap obejmował 440km) Szybki serwis Rometa (zmiana oleju, + ogólna kontrola) i o 15tej wystartowałem do Janka spod Łodzi.
Etap 2, dzień 1-2 Niedziela-Poniedziałek
Drugi etap, miał się rozpocząć w Poniedziałek, ale wyszło jak zawsze i ruszyliśmy w Niedzielę o 19. Nocneg mieliśmy pod Włocławkiem, oczywiście tylko 2h poleżeliśmy przez nalot kilku batalionów komarów (legalnie w lesie można się położyć na materacu, będąc przykrytym np. śpiworem, na trzeźwo oczywiście). Jako że spać się nie dało, a był już Poniedziałek (minuta po północy) to ruszyliśmy dalej, aby o 5tej stanąć z awarią za Grudziądzem. W Janka bianci veloce 125, przez wadę fabryczną, rozszczelnił się zbiornik paliwa - wytarła się dziurka, ale poxilina dała radę naprawić wyciek. Ja w tym czasie, nie byłem potrzebny, więc się przekimałem 2 godzinki na Orlenowej ławeczce. O 11.30 udało nam się dojechać na pierwszą planowaną bazę do Puck-u
Tęczowe Pole Biwakowe-
Nie masz uprawnien by zobaczyc link!
Wskoczyliśmy w lekki ubiór (słoneczko i 25°C), rozbiliśmy namioty, zjedliśmy, Janek zmęczony trasą, zachomikował się w namiocie.
Mimo że również byłem zmęczony, i nie wyspany, to za chwilę wybieram się połazić po piachu.
Byłem na plaży, kilka fotek strzeliłem, przekimałem się kolejne 2h- co poskutkowało przypieczeniem włosów na klacie, ale brak skutków ubocznych.
Przyjechał do nas Michał na ADV150, pogadaliśmy trochę, i ruszyliśmy na wycieczkę w trójkę.
Pojechaliśmy nad pełne morze
Nie masz uprawnien by zobaczyc link!
, cykłem kilka fotek, wypiliśmy co nie co 0% oczywiście.Ruszyliśmy dalej gdy słońce utopiło się w Bałtyku, a że była 22 dopiero, to postanowiliśmy Michała odprowadzić do domu pod Wejherowo, zrobił nam super objazdówkę przez las. (Nie ukrywam, ale miałem pełne gacie. Ciemno i piach/ziemia na drodze, i do tego wąsko) ale i tak fajnie było.
Na bazę dojechaliśmy 5 po godzinie zero.
Dzień 3 Wtorek
Wstaliśmy, a właściwie to ja się wywlekłem z namiotu o 9, bo Janek już na nogach, gotowy do wyjazdu do rodzinki.
Zjadłem, i z kawą i fajką/popielniczką turystyczną ruszyłem na ławkę przy plaży (z 40m miałem-Namiot>plaża)
Miałem dużo czasu, więc ruszyłem plażą w stronę ,,Cypel Rzucewski,,
Dreptając na bosaka po gorącym piasku, czasami po kamienistej plaży, znalazłem jakiś dwu poziomowy tunel/bunkier-widać go tylko z plaży. Górna część ma tylko przedsionek, dalej jest zamurowane, choć jest wybita mała dziura. (Jakoś mnie nie zdziwił fakt że jest tam materac, pewnie czyjaś kancelaria noclegowa)
Przy Dolnym wejściu w przedsionku widać sporo śmieci, ale można zauważyć że, dalej jest jakieś pomieszczenie. Jestem trochę strachliwy, i nie miałem odwagi się tam samemu wciskać bez żadnej latarki i dzidy.
Kontynuując dreptanie, złapałem żywą rybkę wyrzuconą na kamienisty brzeg, była by na grilla, gdyby nie to że ledwie na wykałaczkę by się zmieściła. Zlitowałem się, i ją wy puściłem do wody.
Ruszyłem dalej w stronę cypla.
W połowie drogi, się zatrzymałem, i mówię że nie tylko jezdzić i patrzeć tu przyjechałem. Znalazłem od ludną miejscówkę, gdzie nie ma kamieni wiele w wodzie. Ciuchy w krzaki, a ja buch do wody. O zgrozo, woda taka sama lub cieplejsza, jak w zalewie Sulejowskim tydzień wcześniej. W planach nie miałem zamiaru próbować tej solanki, a wyszło jak zawsze. Wypluskałem się na płyciźnie jak dziecko, i trzeba się wysuszy, powoli będzie trzeba wracać, bo zaczyna mnie skręcać z głodu.
Podjadłem trochę, więc powtórka z rozrywki porannej, Kawa, papieros, itd. na ławeczce między ośrodkiem a plażą.
Biwak 10 kroków za plecami, 15 kroków do zejścia na plażę.
Gdy Janek wrócił o 21,15 byłem już na szykowany i gotowy do drogi. Zajechaliśmy na Orlen zatankować i obraliśmy kierunek Hel. Wody tam nie widziałem, gdyż łaziliśmy w całkowitej ciemności po bunkrach itp, wspomagały nas tylko latarki.
Bunkier 211 udostępniał dostęp tylko do korytarza, główna część zaryglowana na 3 spusty, i złomu już nie ma prawie nic.
Największy swobodny dostęp był do -21. Bateria Przeciwlotnicza Rejonu Umocnionego Hel - stanowisko ogniowe działa p/lotniczego 75 mmm
Nie masz uprawnien by zobaczyc link!
o dziwo nikt tego jeszcze nie rozkradł, kabli brak, ale wszystkie drzwi pancerne na miejscu, choć jedne były ściągnięte z zawiasów.Najciekawszą atrakcją, miało być: Stanowisko Ogniowe nr 4 Baterii im. H. Laskowskiego adoptowanej na nr.3 13 BAS
Nie masz uprawnien by zobaczyc link!
ale okazało się że zostało sprywatyzowane i nie funkcjonowało o tej godzinie(prawdopodobnie jest przywrócone do stanu oryginalnego)Pogadaliśmy jeszcze w Helu o nim samym, i ruszyliśmy w drogę. Na biwak zajechaliśmy o godzinie 3.00
Wykąpałam się, wypiłem hjerrbatkę i mamy 4,40. Czas iść spać, gdyż do 11 musimy zrobić wylot z biwaku.
5h trasa obejmowała 98km na Moto, a na piechotę po Hel-skich lasach zrobiliśmy dobre 10km, przez mrok błądziliśmy.
Wstaliśmy i punkt 11 wystartowaliśmy na zachód. Pokonaliśmy 220km, czasami w deszczu, ale o 17 zameldowaliśmy się na kolejnym biwaku, blisko Kołobrzegu.
Camping Bursztynek 89 Pole namiotowe https://maps.app.goo.gl/LC1kvi2pLrabLvTs6
Opłaciliśmy 2 doby na głowę, rozbiliśmy majdanek, i ruszyliśmy na miasto coś wszamać, nie mieliśmy już siły jeździć, więc zjedliśmy obfitą obiado-kolację w ,,Bastylia,, popijając zimniutkim piwkiem kończąc dzień.
Dzień 4-5 Środa-Czwartek
Mimo że mokro, pochmurno, czasami z opadami, obudziły nas kosy spalinowe o godzinie 7. Następnie skończyliśmy śniadanie o 9, po leżeliśmy trochę chcąc przeczekać deszcz, i po 11 ruszyliśmy w trasę.
Pierwszy w kolejce był ,,Market Wojskowy Bastion,, Zrobiłem kilka fotek pojazdów i innych działek, wbijamy do sklepu z wielkimi nadziejami na spore zakupy, ale po chwili wychodzimy zawiedzeni, ceny z kosmosu, już na Ale drogo jest taniej. Zakładamy Janka foliowe wodery na kapcie i dzida dalej.
Parkujemy maszyny w Kołobrzegu na Towarowej, zajmując jedno miejsce, nie byliśmy pewni i nie mogliśmy znaleść info czy za moto musimy na płatnym płacić, ale wy kupiliśmy bilet na 90min i ruszyliśmy w kierunku portu.
Kupiliśmy magnesiki, połaziliśmy i ruszyliśmy w deszczu na bazę aby wyschnąć i coś zjeść. Aaa, znaleźliśmy super patent na suszenie mokrych butów pod namiotem bez prądu i ciepła, choć trwa trochę. 1kg ryżu sypanego do buta, i w kilka godzin już wilgoci nie czuć.
Oczywiście wyszło tak że, po obiedzie wkleiliśmy się do namiotów i odlecieliśmy. Niestety się tak mocno rozpadało, że gdybyśmy nie mieli namiotów na górce, to by nas zalało.
Godzina 22 się budzimy, no to co, idziemy na piwo. No, na piliśmy się. Nawet jak coś było otwarte, to już kasy pozamykane bo kończą dniówkę. Niby wakacje, sezon, a ludzi jak na lekarstwo, uratowała nas jedynie żabka, choć nie ma tego złego, gdyż pierwszy raz widziałem taki pewien puszkowany trunek. Wypiliśmy, i czas spać.
Dzień 6 Piątek
Wczoraj ustaliliśmy plan na resztę wyjazdu.
Stwierdziliśmy że na jedną noc, nie ma sensu się przeprowadzać, więc wy kupiliśmy kolejną dobę pod Kołobrzegiem, i o 9 wystartowaliśmy na kolejne zwiedzanie.
Mimo że wyspani, Janek przysypiał, więc w połowie drogi zrobiliśmy postój.
Nastąpiła zmiana planów, i w pierwszej kolejności pojechaliśmy do Muzeum Techniki i Komunikacji - Zajezdnia Sztuki w Szczecinie
Nie masz uprawnien by zobaczyc link!
Jaja się pojawiły z maksymalnym wk...m 1,5km przed Muzeum. Nie wiem jak, ale dzień wcześniej za mocno naciągnąłem wzmacniany łańcuch, i zjadł kilka zębów z ryżowej zdawczej (z 16z zrobiło się 7z XD - Brak objawów rykoszetu tj. łożyska na wałku, kole)
Kolejny problem się pojawił po wymianie zdawczej na 17z. Ściągam go z centralki, i w locie widzę jak Janka czarny kask leci na kostkę z mojego siedzenia (nie zauważyłem go) i jeden zawias pęknięty, + mega rysy centralnie na prawe oko. Kolejne kurna koszty. Dogadaliśmy się co do podziału, znalazł na OLX po wystawowy i pojechaliśmy po niego z 20km.
Napęd zreanimowany, kask nabyty, muzeum zaliczone, humor trochę się poprawił, więc ruszyliśmy na Międzyzdroje. Odwiedziliśmy kolegę Janka, posiedzieliśmy godzinkę, i ruszyliśmy na bazę. Już na miejscu będąc o 22,30, okazało się że dzisiaj zrobiliśmy 392km.
Dzień 7 Sobota
To już prawie koniec urlopu.
Zaczynamy pakowanie, i powrót do domu z między-noclegiem, 500km na raz raczej nie zrobimy, choć solo pewnie bym dał radę gdybym wcześnie wyjechał, ale świnią nie jestem.
Wstaliśmy przed 9tą, zakupy, śniadanie, pakowanie, i punkt 12sta wystartowaliśmy z biwaku w kierunku Bydgoszczy. Zarezerwowaliśmy nocleg w:
Nie masz uprawnien by zobaczyc link!
I o 18tej się tam zameldowaliśmy i czekamy do jutra rana.
Dzień 8 Niedziela
Wyjechaliśmy z Bydgoszczy o 9.30 i obraliśmy kierunek Łask. W Łasku się rozjechaliśmy, każdy w swoją stronę, każdemu zostało po +-60km do domu.
Na podwórko wjechałem o 16,15 zjechany jak koń po westernie.
Urlop uważam za udany. Było słońce, był deszcz, przygoda i awaria (teoretycznie z mojej winy. Ale powrót na 17/37 w sofcie 2 na wtrysku był męczący przez za długie biegi, i na 5 zdecydowanie za słaby jest, choć znam winnego. Kompresja 10bar, minimum 11 powinno być, próba olejowa pokazała 12bar) Teraz trzeba odpocząć od jazdy na motocyklu, i zrobić gruby serwis z wymianą pierścieni.
Na liczniku równe 16 080km